Chiny to drugi kraj Azji, który mam przyjemność odwiedzić w ostatnim czasie. Przed wyjazdem dużo znajomych pytało mnie „dlaczego właśnie Chiny…?” Odpowiem tak: a dlaczego nie ! Z dalekiej europejskiej perspektywy kraj ten interesował mnie już od dawna i wizyta w nim była tylko kwestią czasu. Miałem wiele oczekiwań co do tej podróży ale najbardziej zależało mi jednak na tym aby :
- Poznać Chińczyków, ich życie, zwyczaje i prawdziwą chińską kuchnie.
- Zobaczyć jedną z najstarszych cywilizacji świata, która w ciągłości liczy 5000 lat.
- Własnymi rękami dotknąć światowego giganta gospodarki.
- Sprawdzić czy chińskie znaczy tandeta.
Przed wyjazdem często zastanawiałem się jakie będą moje wrażenia i odczucia. Dużo czytałem o tym kraju i miałem już w głowie jakieś swoje wyobrażenie. Czy właściwe i prawdziwe ? Dowiecie się czytając moje opowieści na blogu. Zachęcam do czytania jak i również oglądania zdjęć i filmów, które będą dołączane. Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu uda mi się poznać ten kraj.
Po długiej podróży z przesiadką w Doha (Qatar) dotarłem do Pekinu. Zaraz po wylądowaniu na głównym lotnisku (Beijing Capital International Airport) około 19 godziny dopadło mnie pierwsze zdziwienie – brak tłumów, których przyznaje bardzo się się spodziewałem. Może trafiliśmy na dobry moment. Infrastruktura lotniska w Pekinie jest bardzo nowoczesna i rozległa. Żeby odebrać bagaż trzeba było wewnętrzną kolejką jechać około 10 minut. Oczywiście od razu potwierdziła się informacja, że komunikacja w języku angielskim będzie mocno utrudniona albo w ogóle jej nie będzie. Wyjścia nie było, trzeba było sobie radzić.
Ekspresową kolejką (najtańszy i najszybszy sposób dojazdu do centrum – koszt 25 CNY czyli 15 zł) dojechaliśmy do miasta a potem metrem już do naszego hotelu. Cała podróż z lotniska zajęła około 40 min. Uważam, że to bardzo krótko patrząc na wielkość Pekinu oraz lokalizację lotniska. Metro w Pekinie jest bardzo rozbudowane i można powiedzieć, że bardzo sprawne ale na temat komunikacji publicznej w całych Chinach napiszę oddzielnie. Mimo, że podróż była bardzo męcząca, adrenalina wciąż dostarczała mi potrzebną energię. Marzyłem o prysznicu i zimnym piwie.
Zatrzymałem się w niewielkim klimatycznym hoteliku „Hotel 161” położonym na spokojnej, bocznej ulicy w centrum, która miała tradycyjną zabudowę zwaną Hutong. Gwiazdek chyba nie miał żadnych ale za to niepowtarzalny klimat i sympatyczną, miłą obsługę znającą angielski. Obok znajdowało się kilka lokalnych barów z jedzeniem, gdzie można było spotkać wyłącznie Chińczyków. Tam jedliśmy kolacyjki.
Z racji że, temat chińskiego jedzenia jest bardzo obszerny poświęcę jemu osobny rozdział i nie będę się teraz rozpisywał szczegółowo. Klimat naszej ulicy w szczególny sposób podkreślały typowe azjatyckie zapachy, wydostające się nie tylko z okolicznych restauracji. Kolorowe lampiony i neonowe znaki reklamowe mieniły się nad moją głową, dodając ulicy po zmroku chińskiego uroku. Wokół gwar ulicznych sprzedawców owoców i warzyw łączył się z dźwiękami tradycyjnej chińskiej muzyki, tworząc melodyjną pieśń miejskiego życia orientu. W oddali majaczyły kontury tradycyjnych chińskich pawilonów, które przyciągały wzrok pragnących odkryć sekrety dawnej architektury.
Gdy zapadł zmierzch nad pulsującym życiem Pekinu, postanowiliśmy odnaleźć ukojenie po dniu pełnym wrażeń. W małym, urokliwym barze tuż obok naszego hotelu znaleźliśmy schronienie przed gwarem ulicy. Wchodząc do wnętrza, nasze zmysły natychmiast opanował zapach orientalnych przypraw i świeżo gotowanych potraw, a przyjemne mrowienie w żołądku zapowiadało obietnicę kulinarnej uczty.
Usiedliśmy przy stoliku, otoczeni gwarem miejscowych mieszkańców, których rozmowy wypełniały przestrzeń delikatnym szmerem. Obsługa restauracji przyjęła nas serdecznie, wzbudzając w nas poczucie gościnności i przyjaznej atmosfery. Popijając chłodne piwko, delektowaliśmy się kolejnymi daniami serwowanymi na drewnianych tacy, których smak i aromat przypominał nam, że jesteśmy w Chinach. Wśród rozmów miejscowych mieszkańców i odgłosów ulicznych melodii, poczuliśmy się jak uczestnicy tej dynamicznej i barwnej sceny pekińskiej nocy, gotowi na dalsze odkrywanie tajemnic tego fascynującego miasta.
Było bardzo symapatycznie. Krótko mówiąc dotarliśmy do celu – jesteśmy w Chinach – jesteśmy w Pekinie i rozpoczynamy naszą przygodę ! Nazajutrz czekało na nas Zakazane Miasto (Forbidden City).
Leave a reply