Dzisiejszy dzień był dla nas ostatnim w Szanghaju. O godzinie 15.00 wyruszyliśmy do Pekinu. Podróż szybkim pociągiem z Szanghaju do Pekinu to jak wsiadanie do kapsuły czasu – w jednej chwili jesteś w nowoczesnej metropolii, a w następnej już w stolicy! Przy prędkości 320 km/h, krajobrazy za oknem zmieniają się jak w kalejdoskopie, a ja ledwo zdążyłem zrobić sobie selfie na tle każdej wioski i miasta. Siedzenia były tak wygodne, że przez moment zapomniałem, że nie jestem w swoim salonie, aż do chwili, kiedy stewardesa zaproponowała mi chińską herbatę zamiast mojej ulubionej kawy. Po drodze mój sąsiad zaczął opowiadać historie z życia, mieszając chińskie przysłowia z dowcipami o pandach, co sprawiło, że czas minął jeszcze szybciej. Największym wyzwaniem okazało się złapanie momentu, w którym można zrobić stabilne zdjęcie z widokiem za oknem – pociąg był szybki jak błyskawica!
Mimo że podróż trwała niespełna pięć godzin (1450 km), czułem się jakby to było zaledwie kilka minut – kto by pomyślał, że można przemieścić się między dwoma gigantycznymi miastami w czasie krótszym niż niektóre maratony serialowe? Na koniec, gdy dotarłem do Pekinu, zdałem sobie sprawę, że cała podróż była jak niesamowity sen na jawie – szybka, komfortowa i pełna niezapomnianych chwil. No i oczywiście, nie mogło zabraknąć momentu, kiedy próbowałem zamówić coś w pociągowym bufecie, łamiąc sobie język na chińskich nazwach, co wywołało salwy śmiechu wśród współpasażerów.
Około 20 godziny dotarliśmy do naszego ostatniego już podczas chińskiej przygody hotelu. Zostały zaledwie dwie noce, które spędzimy w Pekinie. Nie marnując zatem zbytnio czasu udaliśmy się w stronę ulicy Wangwujing aby zaspokoić nasz głód smaczną kolacją. Skorzystaliśmy oczywiście ze potraw serwowanych przez lokalny street food.
Street food w Chinach to prawdziwa uczta a zarazem eksperyment. O zmierzchu, gdy neonowe światła zaczynają migotać, uliczni sprzedawcy rozstawiają swoje stragany, serwując wszystko, od soczystych skorpionów na patyku po pachnące pierożki baozi. Aromat smażonych potraw miesza się z wonią egzotycznych przypraw, tworząc zapach, który przyciąga zarówno miejscowych, jak i turystów. Można spróbować tu tradycyjnych pekińskich specjałów, takich jak kacze podroby czy chrupiące pączki z nadzieniem z czerwonej fasoli.
Nie można też zapomnieć o słodkich przysmakach. Jednym z najbardziej znanych i lubianych są tanghulu, czyli owoce, takie jak winogrona czy truskawki, zanurzone w syropie cukrowym i nadziewane na patyki. Te kandyzowane przysmaki lśnią w świetle latarni, kusząc swoim wyglądem i smakiem. Kolejnym must-try są świeżo smażone pączki z czerwonej fasoli, które chrupią na zewnątrz, a wewnątrz skrywają słodkie, miękkie nadzienie. Nie można też przegapić tradycyjnych ciastek księżycowych, wypełnionych pastą z lotosu, orzechami i żółtkiem jajka. Te małe dzieła sztuki nie tylko wyglądają przepięknie, ale także oferują wyjątkowe doznania smakowe. Na straganach często można znaleźć również kulki sezamowe, chrupiące na zewnątrz i miękkie w środku, które rozpływają się w ustach, pozostawiając delikatny smak sezamu.
Kolejnym słodkim rarytasem są ryżowe ciastka z kleistego ryżu, często nadziewane słodką pastą fasolową lub owocami. Ich miękka i lekko lepka konsystencja to prawdziwa gratka dla fanów deserów. Warto także skosztować chińskiego karmelu z orzechami, który jest twardy, ale kruchy, a jego słodki smak doskonale komponuje się z delikatną goryczką orzechów.
W porównaniu do Bangkoku, gdzie słodkie przysmaki często bazują na kokosie, mango i innych tropikalnych owocach, pekińskie słodycze są bardziej zróżnicowane w teksturze i składnikach. Tajskie desery, takie jak mango sticky rice czy roti z bananem, są świeże i owocowe, podczas gdy chińskie słodkości oferują głębsze, bardziej złożone smaki. Obie kuchnie prezentują wyjątkowe podejście do deserów, które warto odkrywać i smakować, ciesząc się różnorodnością azjatyckich słodkości.
Spacerując między straganami, odkrywa się nie tylko różnorodność smaków, ale także barwną kulturę Pekinu. Każdy kęs to mała przygoda, pełna zaskakujących połączeń smakowych i tekstur.
W zestawieniu z tajskim street foodem, pekińskie specjały mają bardziej wyraziste, wymagające oraz intensywne smaki, które często bazują na fermentowanych i suszonych składnikach. Bangkok natomiast kusi swoją różnorodnością świeżych, aromatycznych potraw, pełnych ziół i przypraw. Tajski street food jest lżejszy i bardziej pikantny, podczas gdy chińskie przysmaki oferują głębsze, bardziej złożone smaki. Obie kuchnie są jednak wyjątkowe i warte poznania, każda na swój niepowtarzalny sposób. Ja osobiście bardziej preferuje jednak tajską kuchnie.
Po wynurzeniu się z oceanu smaków i aromatów Wangfujing, zrozumiałem, że street food to nie tylko jedzenie, ale prawdziwa podróż przez historię, kulturę i serce Pekinu. Każdy kęs opowiadał historię dawnych tradycji i nowoczesnych wpływów, tworząc unikalną mozaikę smaków. Czułem, że jestem częścią czegoś większego, że smakując te potrawy, doświadczam duszy tego miasta.
Wróciliśmy do hotelu. Było już dość późno a na naszych twarzach było widać już zmęczenie. Na kolejny dzień mieliśmy jeszcze plan odwiedzić miasteczko olimpijskie. Zatem dobranoc…
Leave a reply